Urodziłam córkę. Wyczekiwaną. Miłość ogarnęła mnie ogromna do mojego kochanego dziecka. Mijają tygodnie i stwierdzam, że całe to macierzyństwo to jest po prostu… nie wiem jak to określić.
Na pewno nie wygląda tak, jak opowiadały mi inne mamy, kolorowe czasopisma czy koleżanki – znajome i znajome znajomych… To istny cyrk na kółkach!
Moja córka ma już ponad 18 tygodni i nie jest wcale kolorowo. Pytam się, gdzie jest „to”, o czym wszyscy mi mówili? Ten magiczny czas? Ja się pytam jak mam ogólnie znaleźć czas, aby iść do toalety? Wykąpać się, zjeść … i pamiętać o lekach, które muszę brać? No jak? Jak widzę te moje koleżanki wypachnione, wystylizowane – czyste (!) to się zastanawiam, gdzie ja popełniam błąd?
Czy nie zasługuje na miano „idealnej” mamy, bo moje włosy nie grzeszą czystością, brak mi makijażu, oczy jak dwie monety, brudne ubrania od „ulewajek” mojej córki, często jestem ubrana w cokolwiek, aby tylko było mi ciepło.
Wiedziałam, że macierzyństwo to ciężka praca i wyrzeczenia… ale po co tak kłamać innym, że to jest coś wspaniałego?
Nie jestem młoda i nie była to wpadka. Jestem dojrzałą kobietą po 30. Mam dom, mam jak utrzymać siebie i córkę. Zaczynam się zastanawiać co z moim dzieckiem jest nie tak, że nie śpi grzecznie w łóżeczku całą noc, że nie potrafi być samo 5 minut w łóżeczku, na macie, czy na bujaczku? Kupy po samą szyję, płacz ciągły płacz…
Na dodatek te ciągłe uwagi: „nie masz pokarmu?”, „nie potrafisz wyżywić swojego dziecka, co z ciebie za matka?”, „jesz same śmieci, zamiast jedzenia”, „nie potrafisz dostawić dziecka”, „jesteś beznadziejna, lepiej przejdź na butelkę…”
Miałaś cesarka, to „poszłaś na łatwiznę”, „co to za poród, nie cierpiałaś, nie przeżyłaś bólów porodowych”, „ty nie jesteś prawdziwą matką” Jak przeszłaś na butelkę: „Leniwa jesteś, trujesz dziecko, idziesz na łatwiznę…” Gdy puszczą ci nerwy – „patologia”! Płaczesz – „depresja”, śmiejesz się – „psychicznie chora”.
Na dodatek same porady typu: „zostaw, wypłacze się, przyzwyczaiłaś…” i mnóstwo innych rad jak powinnam wychowywać. Tyle łatek do jednego tylko macierzyństwa. Nie za dużo tego?
Z jednej strony wypachnione, świeże, czyste mamusie z pełnym make upem, z gotowymi tekstami, że ich dziecko jest idealne, cudowne, grzeczne, że mają czas na wszystko… Z drugiej ja sama: z przetłuszczonymi włosami z obrzyganymi koszulkami, podpuchniętymi oczami, a na dodatek nerwowa, bo nie jestem nawet o krok od tej idealnej mamy… Dziękuje idealnym mausiom, przez was czuję się taka samotna… I tak będzie przez co najmniej dwa lata. Życie w kupach.