-Reklama-

Dom pełen dzieci. Jak wygląda?

Ostatnio miałam okazję być z wizytą w domu bezdzietnych znajomych. Wejście do nich do domu było dla mnie niczym wstąpienie do innego świata. Czułam się trochę jak na ekspozycji sklepu meblowego. Wszystko dobrane pod kolor, wszystko ułożone pod linijkę, zero zbędnych rzeczy i... oczywiście bałaganu. Takie przewidywalne.

-Reklama-

Uświadomiłam sobie, że przecież mój dom też tak kiedyś wyglądał. Nie musiałam obawiać się niezapowiedzianych wizyt, bo zawsze był wizytówką. Sprzątałam codziennie i co najważniejsze – porządek utrzymywał się nawet kilka dni. Wchodząc do mieszkania znajomych, z jednej strony poczułam taki sentyment do dawnego uporządkowanego życia, ale nie trwało to długo. Po godzinie pobytu tam, miałam dość tych surowych i idealnych wnętrz. Tęskniłam za swoim domowym chaosem, gdzie na każdym kroku napotykasz na świadectwo obecności dzieci. Bo wiecie, można podziwiać czyjeś domy, ale ten prawdziwy Dom jest tylko jeden.

Zdjęcia

Przed narodzinami dzieci, na komodzie w sypialni stały zaledwie dwa zdjęcia. Dziś mój dom przypomina galerię. Ściany w salonie i sypialni podziurawione jak szwajcarski ser dzięki gwoździkom utrzymującym na nich całą masę fotografii – głównie dzieci. Zawsze mam problem by się zdecydować na kilka, więc wywołuję po kilkadziesiąt a potem kombinuję, gdzie je powiesić czy ustawić. Powoli zaczyna brakować ścian…

Kolory

Wraz z narodzinami we mnie matki, rozkwitła we mnie potrzeba pokolorowania swojego otoczenia. Eleganckie meble w ciemnym kolorze wymieniłam na jasne drewno, na kanapie ułożyłam dużo kolorowych poduszek. Wymieniłam dodatki, zmieniłam kolor ścian. Jest radośniej i ciekawiej. Przestało mnie obchodzić, czy poduszka w koty pasuje do sypialni dorosłych ludzi a zakręcona lampa jest odpowiednia do eleganckiego salonu. Zaczęłam kupować bardziej spontanicznie, nie patrząc na propozycje aranżacyjne w katalogach meblowych. Jest niepowtarzalnie i wesoło.

Lodówka

To mebel, który przeszedł chyba największą metamorfozę odkąd mam dzieci. Dziś trudno nawet ocenić, jakiego jest koloru, bo cała lodówka pokryta jest twórczością moich dzieci. Obrazki, portrety, krajobrazy, wycinanki, wyznania miłości pisane koślawymi literkami – to wszystko wisi przypięte magnesami i cieszy oko. Moja najlepsza tablica pamiątkowa.

Miejsce do pracy

Mam swój mały azyl do pracy. Biurko, krzesło, laptop i drukarka zajmują wydzieloną część mojej sypialni. Niby z racji małych gabarytów nie trudno utrzymać tam porządek, ale przy dzieciach moje biurko wygląda bardziej jak własność artysty malarza. Obok laptopa rozsypane kredki, których córka zapomniała zabrać, w kieszonkach na dokumenty same obrazki i laurki, w szufladach biurka – gumki do włosów, zabawki z kinder niespodzianek i kolorowe koraliki. I choć czasem mam dość tego bałaganu, nauczyłam się pracować w tym artystycznym otoczeniu. W sumie czasem bywa dla mnie bardzo twórcze.

Bałagan

Tu oddzieliłabym dwie podstawowe rzeczy od siebie. Bałagan utożsamiany z brudem i bałagan oparty po prostu na nieporządku i chaosie. Jako matka, zwykle mam ten drugi. Do pierwszego staram się nie dopuszczać, ale ten drugi bije chyba bardziej po oczach. Zapewne każda mama się ze mną zgodzi, że sprzątanie przy dzieciach jest jak jedzenie czekolady podczas mycia zębów. Co zdążę usunąć z pola widzenia, moje dzieci przynoszą z powrotem. Choć dzieci mają swój pokój, zwykle zabawa jest na tyle kreatywna, że wymaga przemieszczania się z całym ekwipunkiem zabawek do różnych pomieszczeń – włączając w to nawet garderobę czy łazienkę. I tak rozkopane, dopiero co pościelone łóżko nie jest już oznaką spontanicznego uniesienia między rodzicami, jak to bywało kilka lat temu, a pamiątką po dziecięcych skokach aż pod sufit. No i te kubki rozstawione po całym domu, w każdym pomieszczeniu. Czy Wasze dzieci też nie odnoszą ich na swoje miejsce?
Mobilizacja towarzystwa do sprzątania zwykle kończy się tak, że towarzystwo bawi się tym, co znajdzie podczas porządków. Czyli praca syzyfowa…

Łazienka inna niż wszystkie

Też tak macie? 3/4 przestrzeni wokół wanny zajmują zabawki do kąpieli. Na dnie wanny leży antypoślizgowy krokodyl, z którymi my dorośli też musieliśmy się zaprzyjaźnić. Na umywalce wiecznie leżą rozrzucone dziecięce bransoletki i pierścionki. W lustrze czasem ciężko znaleźć własne odbicie, bo do jakiejś połowy bywa wymalowane dziecięcymi paluszkami. Kosz na brudne ubrania wiecznie pełny. Jeden ładunek do pralki wcale nie rozwiązuje problemu, skoro wieczorem jestem w punkcie wyjścia. Jak oni to robią?

Tajemnicza szafka

Rzecz, którą uwielbiam, będąc rodzicem to bezkarne jedzenie słodyczy. Większe zakupy na stoisku ze słodkościami zawsze usprawiedliwiam potrzebą nagradzania swoich dzieci, choć większość przysmaków i tak zapewne zniknie w moim brzuchu. Mamy w domu magiczną szafkę. Magiczną, bo dzieci myślą, że sama się napełnia. Słodyczami – rzez jasna. Jednego dnia zaglądają i widzą paczkę żelek, drugiego kryją się tam czekoladki. Magia, prawda? Często jestem pod równie dużym wrażeniem, co moje dzieci, gdy zaglądam do środka. Wieczorne ssanie na coś słodkiego jest czymś, co trzeba szybko zaspokoić. Otwieram szafkę, widzę uśmiechającą się do mnie czekoladę i… jestem w niebie.

I jak tu nie kochać takiego Domu?

autor: iguana
foto: pixabay.com
-Reklama-

Musisz przeczytać

Podobne artykuły

Komentarze

Jesteśmy też tutaj

236,433FaniLubię
12,800ObserwującyObserwuj
414ObserwującyObserwuj

Przeczytaj również