Na naszej stronie facebookowej dzielicie się nie tylko radami, ale również opowiadacie nam o wielu historiach z waszego życia. Poniższe historie ciążowe, których to wy jesteście autorkami – sprawiły, że nie raz musiałyśmy ocierać łzy. Ze śmiechu, oczywiście 🙂
Bul, bul…
„Pod koniec ciąży chodziłam codziennie do szpitala na KTG. W którąś niedzielę szedł ze mną mój narzeczony. Miałam na ramieniu torbę, a w torbie wodę mineralną. I idziemy, idziemy i cały czas słyszę takie bulgotanie, przelewanie wody, głośno i wyraźnie. Nie zastanawiając się wypaliłam: „Słyszysz jak mi wody płodowe w brzuchu hałasują?” P. się na mnie spojrzał i zaczął się w głos śmiać, w końcu mówi do mnie „To nie wody płodowe tylko mineralna w twojej torbie, ciężarna blondyneczko!” Myślałam, że się posikam ze śmiechu. Mamy z tego ubaw do dziś.” Agata O.
Zło
„Umówiłam się z panem z olx na zakup butów dla męża. Zszedł z ceny, ale chciał do tego piwo. Poszłam do sklepu zakupić ów trunek, a pani stojąca za mną w kolejce zaczęła krzyczeć że wezwie policję, jeśli to kupię i rzuciła się (dosłownie) na panią przy kasie, żeby nie sprzedawała mi alkoholu, bo to grzech i ona tez pójdzie to piekła…” Aleksandra P.
O kurczę!
„Wyobraźcie sobie – tydzień do porodu, niedziela, mój narzeczony przewozi swoje graty na mieszkanie, ja gotuję obiadek, ok 15:30 rozmawiam przez tel z kumpelą – oczywiście w pozycji leżącej – nagle przypomina mi się, że kurczaka trzeba podlać, żeby się nie przypalił!!! Tak jak się podniosłam, tak chlusnęły wody a ja do tel „Aga chyba mi kur….wody odeszły!? Kurczak mi się przypali, B. nie zje obiadu i co teraz, bez śniadania jest, ja też, kurczak….”i panikuje o tego kurczaka. Koleżanka mi przerwała i zapytała – czy dzwonić po B.?! No i zadzwoniła, chwilę później był już B. i obiadek też był. W ciągu 15 min. mój jadł w pospiechu i stresie, a ja sobie z cieknącymi wodami oglądałam kabarety i jadłam spokojnie obiadek…Do dzisiaj ta koleżanka, jak ma kurczaka na obiad, to dzwoni i mi przypomina tą sytuację. Śmiechu co niemiara, bo martwiłam się o kurczaka, zamiast tym, że rodzę…” Agnieszka N.
Z mamą nic ci nie grozi!
„Ja to miałam przygodę z moja mama dzień przed porodem. Zaczęły się skurcze porodowe, regularne, coraz mocniejsze itd. po prostu zaczął się pierwszy baaardzo długi etap porodu. Zamiast jechać do szpitala – bo wybrałam sobie w innej miejscowości, oddalonej o 15km. czyli 40minut telepania się przez cale miasto – pojechałyśmy sobie z mamą do centrum handlowego pochodzić po sklepach. Oczywiście skurcze już w miarę bolesne, nie jakieś tam, że brzuch tylko się stawia, wiec po 4 godzinach powiedziałam mamie, że już nie dam rady, że to już nie jest fałszywy alarm, bo skoro już takie skurcze, to trzeba jechać na IP. Moja mamusia kochana wymyśliła, że bierzemy torbę i jedziemy autobusem zamiast samochodem. Uuuu, ale byłam w szoku. No to wsiadłyśmy w autobus, a torba jechała za nami autem z moim ojczymem. Masakra jakaś, pełno ludzi w autobusie, studentów oraz ludzi wracających z pracy. Nie było gdzie usiąść, na szczęście ustąpił jeden pan. Siedziałam, ale droga była wyboista oraz co chwila przystanek. Gdy już dojechałyśmy, mama wypaliła: a teraz spacerkiem idziemy do szpitala! (do którego na oko było 1,5km). Myślałam, że ją uduszę, ale z drugiej strony uśmiałam się po pachy. Doszłyśmy na ip, no i okazało się, że poród się zaczął, że zostajemy w szpitalu. Oczywiście, jeszcze sobie cala noc leżałam w miarę spokojnie na porodówce, a rano lekarze powiedzieli ze trochę trzeba przyspieszyć i podali oksytocynę. Oczywiście mama przyjechała zadowolona i uśmiechnięta, a ja czekałam na jej nowe szalone pomysły. Lekarki mówiły, że nie mogę nic pic prócz wody, a o jedzeniu mam zapomnieć, ale moja mama miała kilogram cukierków michałków oraz cole do picia w malej butelce, no i co tylko byłyśmy same na sali, to się obżerałyśmy ze smakiem. Później oczywiście, gdy skurcze były już bardzo mocne, to pchała mnie na dmuchana piłkę i pod gorący prysznic, a miedzy skurczami słodkości hehe:-) gdy około godziny 18tej zaczęłam krzyczeć, że chcę kupę, żeby mnie puścili do toalety, bo mnie nie boli, ale że chcę tylko kupę, to na szczęście wszyscy zaczęli się śmiać, bo stwierdzili ze ładne włoski ma ta kupa hahaha. A moja mama, zamiast trzymać mnie za rękę i pomóc mi przeć, to oczywiście pchała swój nos w moje krocze i podziwiała na głos szczegóły:-) po 5 minutach parcia położyli mi małego, a ona mi go zabrała, bo to jej cudo i tyle. także poród był może i bolesny, ale wesoły dzięki mojej mamie. Teraz 20 marca syn kończy 2 latka, a miesiąc później ma przyjść na świat kolejny synek i mama musi być koniecznie hahaha:-)” Kamila Z.
Kto ulepi pierogi?
„Ja obudziłam się z myślą, że zrobię pierogi. Oczywiście miałam termin na 18 grudnia a był 13, no ale jakby inaczej – musiałam coś zrobić. Zaczęły się skurcze, ale takie do wytrzymania, więc myślę sobie – a co tam, to najpierw ugotuję rosół. Mówię do swojego, że dziś to na sto procent urodzę tylko muszę ugotować rosół i przygotować mięso na pierogi. Dobrze wiecie, jak rosół się gotuje – bardzo bardzo długo, więc na spokojnie poszłam się wykąpać. Mój już w panice, więc mówię – to teraz ty idź się wykąpać, żeby córka cię ładnego zobaczyła ha ha ha. Oczywiście rosół nadal się gotował, już skurcze się nasilały i nasilały, wchodzę do ubikacji, a mój się goli, szykuje jakbyśmy na jakąś imprezę szli:) Już powoli czułam się coraz bardziej zdenerwowana, no bo co z tymi pierogami. W końcu rosół się ugotował, ale był cholewka za gorący, żeby go zjeść, ale co? Mięso przygotowałam na pierogi, jakbym jednak nie urodziła. W szpitalu ciągle gadałam o tych pierogach jak nakręcona, pielęgniarki się śmiały, że mogłam śmiało wziąć wszystko na pierogi – że mi pomogą ha ha ha, ale jak lekarz mnie zobaczył i zmierzył mi ciśnienie, jednak stwierdził, że pierogi to owszem – ale jak już wyjdę…” Sandra S.
Jak na bombie
„Miałam termin na Poniedziałek Wielkanocny, a że dobrze się czułam, poszłam w Wielkanoc na mszę rezurekcyjną. Pani siedząca obok spytała, ile jeszcze przede mną, na co odpowiedziałam, że jutro. Przerażenie, jakie miała w oczach, pamiętam do dziś i całą mszę na mnie spoglądała – od pasa w dół….” Joanna B.
Straszne rozstępy
„Budzę się któregoś dnia, podciągam koszulkę, żeby pogłaskać synia i zaczynam marudzić. Budzę narzeczonego i skarżę się, że z dnia na dzień zrobiły mi się rozstępy, że pozamiatane i nigdy nie będę miała płaskiego brzucha, jestem już bliska płaczu, a on zaspany spogląda na brzuch, na mnie, na brzuch i odpowiada: przecież odbił ci się wzór materaca…” Magdalena N.
Bliźniaki?
„Na wizycie kontrolnej przy usg lekarka wsłuchała się w tętno i mówi – wszystko dobrze, tętno podwójne, wszystko ok, a ja z przerażeniem na nią i pytam – bliźniaki, że podwójne tętno? a lekarka w śmiech i uspokoiła mnie, że jedno tętno jest synka a drugie moje :))” Agnes K.
Zakręcony tatuś
„Pierwszy poród.. Zjadłam obiad, odstawiam talerz i w tym momencie dostaję pierwszy silny skurcz. Wstaję krzyczeć: mamo, rodzę .. Mama: co ile masz skurcze? Ja: nie wiem, to był pierwszy. Mama: to skąd wiesz, że rodzisz? Ja: bo wiem …. Drugi skurcz, trzeci … Mamo, mam co trzy minuty. Mama: boli cie? To chodź, pomasuję ci kręgosłup. Poszłam do pokoju, po czym mama podchodzi do mnie, a ja sprintem dookoła stołu i foteli, ona za mną i się śmieje… Mama: czego tak latasz, stań to ci pomogę .. Ja: ale nie mogę … I tak biegałyśmy dookoła tego stołu, w tym czasie ojciec zadzwonił po pogotowie i po 15 min siedziałam w karetce ( siedziałam, bo wyleżeć nie mogłam haha) .. W następnej ciąży mama się śmiała, jak ją mąż zapytał, czy na pewno rodzę i odpowiedziała, że jak zacznę biegać, to znaczy, że już drugi poród. Wstaję rano ze skurczami nieregularnymi, ale jestem pewna, że to te. Mąż na to: no co tak biegasz, rodzisz? Ja: tak. On: dzwonić po karetkę? Ja: nie, muszę się wykąpać i przebrać, bo przecież w piżamie nie pojadę … Pomoc przy wyjściu z wanny była niezbędna, dopakowałam kilka rzeczy i poprosiłam, by mąż po pogotowie zadzwonił .. Ja się położyłam .. Mąż: no ty se chyba jaja ze mnie robisz. To ja dzwonię po pogotowie, a ty śpisz? To po co dzwoniłem? Ja: bo roooodze. On: no nie widać …. Karetka przyjechała, dostałam opiernicz, że nie zadzwoniłam wcześniej i urodzę w karetce .. Mąż wziął starszego syna, zawiózł do znajomych i biegiem za karetką. Wszedł do szpitala i zapytał gdzie jest porodówka, podał dane a pani na to: ma pan syna, żona urodziła 5 minut temu .. Biedny nie zdążył.. Następna przygoda to już nie mi, a mężowi się przydarzyła. Miał mnie odebrać ze szpitala, zaczął czegoś szukać, po czym otworzył szafkę ze słodyczami i wziął paluszki (zostawiając w niej kluczyki do auta). Później biegał po domu w panice, że zgubił kluczyki. Gdyby nie siostra, która u nas była i pękała ze śmiechu, w życiu by ich nie znalazł. … A przy czwartym dziecku miałam już wyjść ze szpitala. Mąż zadzwonił i poprosił, żebym już się do wyjścia przyszykowała .. No to się przyszykowałam, czekam .. Dzwoni: no to wyjdź przed szpital, ja już jestem .. Ja: ale nie dam rady, za dużo mam toreb … On: no to gdzie ja mam wejść – do góry czy to boczne wejście ????? Ja: no jak to gdzie? To wejście z tyłu i po schodach na pierwsze piętro .. On: Jakie z tyłu, nie ma żadnego z tyłu. To gdzie ty leżysz ??? Ja: no w szpitalu, a gdzie?? On: no ale na Rubinkowie ????? Pękałam ze śmiechu. Tak się spieszył, że zapomniał gdzie jest porodówka … Sąsiedzi się śmiali, że dobrze ze do Wejherowa nie pojechał 200 km (tam urodził się syn ). Haha, zakręcony ten mój Mężuś” Magdalena C.