-Reklama-

Ojciec. Rodzic drugiej kategorii?

Kilka lat temu mój obecny partner przez kilka lat walczył w sądzie o godny rozwód i prawo opieki nad dzieckiem. Nawet już nie chodziło o to, żeby syn zamieszkał z ojcem, tylko o prawo do widzeń, decydowania, a najważniejsze o to, żeby mieć z dzieckiem kontakt

-Reklama-

Niby sprawa prosta, rodzice nie mogą się porozumieć, walka idzie na noże. Niby każde z nich powinno udowadniać, że ma prawo do opieki nad dzieckiem. Tyle teoria. W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Matka nic nie musi udowadniać, tzn nie musi udowadniać, że jest dobrą matką. Jedyne co jej pozostaje to skupienie się na „dokopaniu” ojcu i w tym kierunku idzie jej cała energia. Ojciec, cóż, MUSI wykazać przed sądem, że jest odpowiedzialnym człowiekiem, zdolnym do wychowywania, podejmowania decyzji. Ojciec nie myśli o tym, żeby oczerniać matkę przed sądem, on na to nie ma ani siły ani czasu.

Z założenia dziecko zostaje przy matce (tak, wiem przepisy nic o tym nie mówią, ale życie pokazuje co innego). I o ile ta matka nie jest alkoholiczką, narkomanką czy kim tam jeszcze to szanse na to, że dziecię trafi do ojca są nikłe. Nawet jeżeli warunki bytowe będzie miało zbliżone lub nawet lepsze. Matka to jednak matka.  Niestety. Piszę niestety, bo często jest to krzywdzące dla dziecka. Niezależnie od tego jak bardzo by się nie starali nie wciągać dziecka w swój konflikt, ono zawsze będzie w centrum tego wszystkiego.

Przez to, że byłam obserwatorem tego wszystkiego wyrobiłam sobie pewną opinie o relacjach rodziców. O ile rozwód jest skrajnym wydarzeniem życiowym i w większości przypadków nie jest kończy się szybko, łatwo i przyjemnie, to już normalne życie razem powinno być pozbawione kategoryzowania na lepszy czy gorszy rodzic.
Skupię się na życiu dwojga ludzi, mieszkających ze sobą, mających dzieci, wspólne konto. Z jakiś powodów kobiety uważają, że lepiej sobie radzą, że one muszą sobie radzić. Ojciec porzucający rodzinę nie wywołuje aż takiego oburzenia jak matka. Co najwyżej zostanie nazwany nieodpowiedzialnym dupkiem, który nie dorósł do tej roli. Matka – jakby można było to by ją spalili na stosie, utopili i ukamienowali.

W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać nad tym mechanizmem. Czy naprawdę większość mężczyzn jest nieodpowiedzialna i nie dorosła do życia w rodzinie, do bycia jej częścią? Jeżeli tak, to czemu decydują się na założenie jej? Wydaje mi się, że o nie w tym rzecz. To my jako kobiety zepchnęłyśmy ich na margines. Nawet jeżeli ojciec chce zająć się noworodkiem to jest to mu uniemożliwiane, bo jeszcze zrobi krzywdę, bo krzywo pieluchę założy, bo upuści, bo źle zapnie śpiochy itd….

Cóż ten biedny ojciec ma zrobić, podejmuje kolejną próbę i jeszcze jedną i za każdym razem słyszy to samo. W końcu odpuszcza i pielęgnacje, wychowywanie pozostawia matce. A co ja się będę wtrącał jak mnie nie chcą.
Dochodzimy jednak do punktu krytycznego, w którym to matka dziecka zawalona obowiązkami przestaje dawać sobie radę. Fakt, że ma to na własne życzenie niczego nie zmienia. Jest sfrustrowana, na głowie ma dziecko, dom i jeszcze mąż domaga się uwagi. Psychol. W momencie jak ona nie ma czasu umyć włosów, on ma ochotę na amory.
Zaczynają się pretensje, że on nic nie robi, że wszystko na jej głowie. Nieprawda, robił i chciał, ale został za to potępiony. Wycofał się na strategiczne miejsce „nieprzeszkadzaja” i tyle.

Nie wiem czemu, ale my matki mamy tendencję do zgrywania ofiar, kreowania się na nie. Uruchamia się w nas mechanizm matki polki, wiecznie niezadowolonej, złej, niedospanej i z brudnymi włosami.

Siedzę, chodzę, bywam i obserwuję. Słucham narzekań innych mam, jak to same ze wszystkim zostały, chociaż chłop w domu jest i nigdzie nie uciekł. Na początku myślałam, że to mi się jakiś wybryk natury trafił co to i dziecko wykąpie, obiad ugotuje i bajkę przeczyta. Później się okazało, że owszem mężczyznę mam cudownego, ale nie jest wybrykiem. Inni też mogliby i chcieliby coś robić, ale jak na każdym kroku są krytykowani, odpychani to po co? A później na forach, placach zabaw, kawiarniach można spotkać grupy matek polek, wiecznie niezadowolonych i prześcigających się w opowiadaniach, która ma gorzej.

Czy naprawdę tego nam potrzeba? Czy krzywo zapięta pielucha jest wyznacznikiem tego, że ojciec jest rodzicem gorszej kategorii? Nie jest i nigdy nie był, podobnie jak i matka. Są równorzędni wobec siebie i dziecka.

foto: pixabay.com
foto
Luiza Kaczmarek, lat 32.  Kobieta spełniona, co to była w Paryżu, Londynie, Memphis, w dodatku została (dwukrotnie) matką (Zosia 2,5 roku, Ignacy 3 tygodnie). Do tego żeglarka, malarka. W wolnych chwilach pisuję teksty na bloga https://pokreconerodzicielstwo.wordpress.com oraz spisuję kuchenne poczynania mojego partnera na http://www.kuchenne-kajakowanie
-Reklama-

Musisz przeczytać

Podobne artykuły

Komentarze

Jesteśmy też tutaj

236,433FaniLubię
12,800ObserwującyObserwuj
414ObserwującyObserwuj

Przeczytaj również