Temat wałkowany był od początków mediów społecznościowych, choć na sile przybrał po pojawieniu się informacji na Facebooku, że zdjęcia, które wrzucamy na nasz profil nie są już naszą własnością. Zdziwione? Ja nie. Facebook, Instagram czy Pinterest to przecież nie są nasze własne portale – oni nam tylko użyczają pewnej przestrzeni. Przestrzeni, która nie jest przestrzenią prywatną. Jestem pewna, że wielu mamom to umyka, gdy akceptują regulamin portalu bez jego czytania.
I nawet, jeśli jest nam obojętne, czy nasze zdjęcie z urodzin czy wakacji ktoś sobie skopiuje i wykorzysta we własnym celu, obojętnym już być nie powinno to, gdy chodzi o zdjęcia naszych dzieci.
Naiwne matki lwice
Dziwię się matkom, które o dobro dziecka walczą jak lwice. Tym, które gołymi rękami wydłubałyby oczy temu, kto obrazi ich pociechę. Tym, które jednocześnie nie widzą nic stosownego w zamieszczaniu na swoich profilach fotek z roznegliżowanymi dziećmi biegającymi po plaży. Gdzie wówczas jest ich matczyna troska i ta drapieżność w walce o dobre imię ich dziecka?
Drogie Mamy, czy naprawdę jesteście nieświadome, że nagie zdjęcia waszych dzieci mogą stać się przedmiotem publicznej dyskusji a w najgorszym przypadku nawet częścią dziecięcej pornografii? Czy rzeczywiście nie interesuje was los każdego zdjęcia jakie wrzucacie do sieci? Czy naprawdę naiwnie myślicie, że kasując zdjęcie za jakiś czas, ono po prostu przestanie istnieć?
A prawda bywa bardzo brutalna…
Jest banalna i jednocześnie przerażająca. Wystarczy twoja jednorazowa chęć pokazania gołej pupy swojego dziecka, by cała słodka historia np. o nauce korzystania z nocnika stała się horrorem. Oto ona. Wrzucasz zdjęcie na swój profil, zbierasz lajki pod fotką i cieszysz się, że nie tylko tobie się ten golasek podoba. So cute! W tym samym czasie 50-letni internauta Wojtek szpera w sieci w poszukiwaniu nowych podniet. Jakimś sposobem trafia na twój profil (profil jest przecież ogólnodostępny a Wojtek zobaczył twoje zdjęcie, bo macie wspólnych znajomych) i widzi piękną dziecięcą goliznę, która przyprawia go o szybsze bicie serca. Jedno kliknięcie – „zapisz to zdjęcie” sprawia, że twoje dziecko staje się także tapetą na telefonie lub komputerze Wojtka. Nie chcesz chyba wiedzieć, co robi i co myśli Wojtek patrzący na ten sielski obrazek na pulpicie… Być może zdjęcie mu się tak spodoba, że wyśle je swoim kumplom – niech i oni mają używanie. Być może kumple Wojtka prześlą je swoim kumplom i zdjęcie zrobi furorę wśród pedofilskiej społeczności. Czy o taką sławę i chlubę ci chodziło, gdy wrzucałaś to zdjęcie do sieci?
Wykorzystanie zdjęcia twojego dziecka może być różne. Także bardzo niebezpieczne. Na przykład wtedy, gdy pedofilowi mocno wpadnie w oko twoja pociecha. Tak mocno, że będzie próbował zobaczyć ją na żywo. Przecież równie chętnie, co nagimi zdjęciami, dzielisz się informacją o przedszkolu czy szkole, do której chodzi…
Bądź ostrożna!
Piszę to nie po to, by cię droga mamo zaszokować. Piszę to po to, by ci uzmysłowić, że to co robisz , może mieć konsekwencje, których nie dopuszczasz do myśli. Uwierz mi, ludzie-potwory istnieją, a w sieci wyjątkowo łatwo się z nimi zetknąć. Zanim więc wrzucisz zdjęcie swojego dziecka na swoje konto na Facebooku czy Instagramie, pomyśl, czy jest to warte 10 lajków.
Nie. Nie jestem zwolennikiem całkowitego ukrywania się w sieci. Sama dzielę się częścią swojego życia w internecie, ale zawsze w głowie mam czerwoną lampkę, która przypomina mi o rodzicielskiej odpowiedzialności. Więc jeśli ty, droga mamo, chcesz postępować odpowiedzialnie, ustaw ograniczenia widzialności swoich postów i zdjęć do niepublicznych. Pozwól oglądać zdjęcia swojego dziecka tylko najbliższym znajomym, wyrzuć ze znajomych osoby, których nie znasz lub znasz bardzo słabo. Przede wszystkim jednak nie publikuj zdjęć z dziecięcą golizną. Pamiętaj, że nawet zwykła niemowlęca pupa może rozpalić czyjąś chorą wyobraźnię…