-Reklama-

Matka freelancer. Czy to się opłaca?

Mowa będzie o pracy zdalnej, o tym jak to naprawdę wygląda, a nie jak to się wydaje innym. Bo to dwie różne kwestie. Ba – zupełne dwa bieguny.

-Reklama-

Pracuję na kilku różnych etatach. Pomijając etat matki dwójki dzieci i żony, pozostają jeszcze stanowiska: copywritera, dziennikarki, redaktora, grafika komputerowego, specjalisty od social mediów, blogerki. Spójrzmy prawdzie w oczy – w żadnej firmie nie wykonywałabym tych wszystkich zadań na jednym etacie. Jako osoba pracująca z domu – nie mam wyjścia. Nie mam wyjścia, bo: żeby zarobić godne pieniądze, łapię różne zlecenia z rynku i nie wybrzydzam. To ode mnie tylko zależy, jakim wynikiem zamknę dany miesiąc. Dzień bez pracy to dzień bez zarobionych pieniędzy, czego efektem jest to, że pracując w domu, z pracy się nie wychodzi.

Urlop nie istnieje

Świątek, piątek, sobota, niedziela – nikogo nie obchodzą ustawowo wolne dni od pracy. Tak samo jak nikogo nie obchodzą moje prywatne problemy, które uniemożliwiają mi wykonanie zlecenia np. chorujące dzieci. Nie pamiętam co znaczy L4, bo go nigdy nie biorę – gdy umieram w łóżku – to zawsze z laptopami u boku i telefonem komórkowym. Różnica w wykonywaniu pracy polega jedynie na pozycji – w trakcie choroby – dominuje półleżąca.
Prowadząc firmę z domu, będąc freelancerem – trzeba mieć świadomość, że oznacza to totalne połączenie kwestii domowych, rodzinnych z zawodowymi. Tu nie ma jasnej granicy, gdzie się kończy praca a zaczyna życie rodzinne.

Pracuję, gdy to życie rodzinne się toczy. Jedną ręką gotuję obiad, drugą przytrzymuję telefon i ustalam szczegóły współpracy. Pisząc na komputerze artykuł, jednocześnie rozmawiam z dziećmi. Przytulając się do męża na wakacjach, sprawdzam w telefonie stan wszystkich fanpage’y, które mam pod opieką. Na wakacje jeżdżę z laptopem i tylko tam, gdzie mają darmowe wifi, na urlopie szukam inspiracji do tekstów i robię zdjęcia, które wykorzystam na facebookowych profilach firm, z którymi pracuję. Moment wypoczynku ustalam między jednym a drugim zleceniem. Dwa tygodnie urlopu to rzecz nierealna w tej „branży”.

Więcej plusów niż minusów?

Jest zarąbiście trudno i muszę to powiedzieć. Ale jest też zarąbiście fajnie. Mam ogromną satysfakcję, że wszystko co robię – jest wyłącznie moją zasługą. Że firma, którą prowadzę, dość prężnie funkcjonuje. Że zleceniodawcy wracają, a ja nie narzekam na nudę. Mam poczucie satysfakcji, że do wszystkiego doszłam sama, bez niczyich protekcji i wsparcia. Że spełniam się w tej robocie i mogę powiedzieć, jak rzadko kto, że każdy dzień mojej pracy jest inny, a każde nowe zlecenie jest wyzwaniem. Że mogę sobie pracować we własnym ogrodzie na leżaku albo na kanapie ze śpiącym psem na kolanach. Ogromnym plusem jest również czas spędzany z dziećmi. Na żadnym etacie nie mogłabym być z moimi córkami tak dużo, jak jestem obecnie. Dziewczyny nie siedzą w świetlicach, nie są podrzucane do dziadków, obiady jedzą w domu, a ja w każdej chwili mogę zrobić sobie przerwę by w ciągu dnia wyjść z nimi na rower czy hulajnogę czy pojechać na duże zakupy. Gdy są chore ( a średnio chorują całe dwa miesiące zimowe), nie drżymy z mężem o to, czy nas za te zwolnienia nie pogonią z pracy. W wakacje nie kombinujemy urlopów dzielonych czy nie wywozimy dzieci na wieś, byle miały opiekę na czas gdy nie pracują szkoły i przedszkola.

Co dalej?

Suma summarum – jest trudno, ale ten trud daje satysfakcję. Gdybym jeszcze raz miała wybrać swoją zawodową ścieżkę, w życiu nie zdecydowałabym się na etat. Mam poczucie spełnienia i większe ambicje. No i mam nadzieję, że moje dzieci kiedyś stwierdzą, że fajnie było mieć mamę zawsze pod ręką.

Autor: Dorota
foto:pixabay.com
-Reklama-

Musisz przeczytać

Podobne artykuły

Komentarze

Jesteśmy też tutaj

236,433FaniLubię
12,800ObserwującyObserwuj
414ObserwującyObserwuj

Przeczytaj również