Kiedyś wychowywało się dzieci inaczej. To normalne. Inne czasy, inna rzeczywistość, zorientowanie na inne cele. Choć w rodzicielstwie rodziców doszukujemy się wielu błędów np. przyzwolenia na kary cielesne, my też nie pozostajemy bez winy wobec swoich dzieci. Jakie błędy my dziś popełniamy?
-
Liczą się dla nas wyniki
Jesteśmy pokoleniem karierowiczów. Osób biorących udział w wyścigu – ku dobrej pracy, lepszej płacy, pozycji społecznej. Lubimy stawiać przed sobą cele, to one określają nasze działania i nadają życiu sens. Cele stawiamy też przed naszymi dziećmi i przede wszystkim skupiamy się na wynikach. Zresztą, tak samo i my jesteśmy oceniani np. w pracy, gdy na premię możemy liczyć tylko wtedy, gdy zrealizujemy plan a nie za sam wkład w jego realizację. Samo dążenie do celu nie jest sukcesem, dopiero jego osiągnięcie. My też rzadko kiedy doceniamy pracę naszych dzieci, jeśli nie przyniosła ona oczekiwanego rezultatu. Chwalimy swoje pociechy – to fakt, ale zwykle wtedy, gdy osiągnęły sukces.
Konsekwencje: Dzieci nie mają wystarczającej motywacji do działania. Jeśli oceniają swe szanse w jakimś zadaniu bardzo słabo, nie podejmą się wyzwania. Nie będą nawet próbować.
-
Nie pozwalamy na nudę
Lubimy, gdy dzieci są czymś zajęte. Nie umiemy sobie poradzić z dziecięcą nudą, tak samo jak i my nie umiemy w dzisiejszych czasach się nudzić. Brak zajęcia wydaje się nam czasem straconym, dlatego co i rusz podsuwamy swoim dzieciom gotowe rozwiązania, zabijacze czasu, wymyślamy zadania do wykonania. Zapominamy, że kiedyś nuda była dla nas bardzo twórcza i rozwijająca…
Konsekwencje: zabijanie dziecięcej kreatywności.
-
Zbyt często nagradzamy
Popadliśmy w swego rodzaju skrajność. Pamiętając kary, które wymierzali nam rodzice za różne przewinienia, także kary cielesne, obiecaliśmy sobie nie krzywdzić swoich dzieci. Choć rzeczywiście nie używamy przemocy, krzywdzimy je w inny sposób. Nagradzamy je zbyt często. Nagroda jest za wszystko. Także za dość oczywiste rzeczy, które należą do ich obowiązków np. nauka, wyjście z psem, zjedzenie obiadu. Szafujemy nagrodami jak się da, ocieramy się o przekupstwo i dziwimy się, że młodzi ludzie nie potrafią dziś dać czegoś od siebie, tak po prostu, bez nastawienia na zysk.
Konsekwencje: Budowanie u dziecka motywacji tylko dla nagrody, brak motywacji wewnętrznej.
-
Rozwiązujemy ich problemy
Chcemy być idealnymi rodzicami, żyjącymi problemami swoich dzieci. Nie pozwalamy wobec tego na samodzielne podejmowanie decyzji i chętnie je w tym wyręczamy. Potrafimy wyciągać je z niejednych tarapatów, pozbawiając szansy na naukę na błędach. Zaczyna się już w piaskownicy, gdy wkraczamy do akcji, jeśli naszemu dziecku inny maluch podwędzi łopatkę. Potem jest tylko gorzej. Potrafimy interweniować u wychowawcy w szkole z każdego błahego powodu i dzwonić do rodzica przyjaciela naszego dziecka, by ustalić, w jaki sposób na nowo pogodzić nasze dzieci ze sobą. Pochodną jest również wyręczanie dzieci w każdym trudniejszym zadaniu i zakładanie z góry, że sobie samo nie poradzi.
Konsekwencje: Bezradność dziecka w wielu życiowych sytuacjach, brak samodzielności.
-
Udajemy doskonałych
Trudno nam się przyznać do błędów i słabości. Ukrywamy przed dziećmi łzy wzruszenia czy złości. Za wszelką cenę chcemy w ich oczach być idealni, nieskazitelni. Nie umiemy przyznać, że czegoś nie wiemy lub nie umiemy zrobić. A przecież one i tak wiedzą, że jesteśmy najlepsi. W ich oczach zawsze będziemy uchodzić za bohaterów, nie musimy udawać. Dzieci powinny wiedzieć, że jesteśmy normalnymi ludźmi. Muszą wiedzieć, że popełnianie błędów jest czymś normalnym.
Konsekwencje: Brak zrozumienia dzieci dla własnych słabości.
-
Krzyczymy
Zamieniliśmy kary cielesne na przemoc słowną. Trudno się do tego przyznać. Wiemy, że robimy źle, ale nie potrafimy nie krzyczeć, gdy poziom irytacji osiąga maksimum. Frustracje dnia codziennego, problemy i troski, z którymi się mierzymy – wszystko się znajduje ujście w krzyku. Niestety to krzyk na dziecko. On je przytłacza i przeraża. A potem uczy postępować w taki sam sposób.
Konsekwencje: Problem z opanowaniem dziecięcych emocji.
-
Zmuszamy do jedzenia
Wśród matek panuje jakiś trend dotyczący karmienia dzieci. Presja, jaką odczuwamy, ma swój początek już w szpitalu, gdy po porodzie naciskają nas, byśmy karmiły piersią, mimo tego, że sprawia nam to ból a dziecko nie chce ssać. Panujące przekonanie o 80% niezdrowej żywności na rynku wymusza na nas kombinowanie posiłków nieprzetworzonych, ekologicznych, nie zawsze smacznych. Opracowujemy menu na podstawie tabelek żywienia, byle nie zabrakło w codziennej diecie poszczególnych składników. Czytamy składy na opakowaniach i rozszerzamy dietę według zaleceń WHO. W tym też chcemy być perfekcyjni. Choć nasze dzieci perfekcyjnie nie jedzą. Grymaszą i plują, chcą mleka zamiast obiadu i chrupki zamiast kolacji. A my, zamiast słuchać ich gustów i upodobań, karmimy na siłę.
Konsekwencje: Zmuszanie do jedzenia może być początkiem zaburzeń żywienia u dzieci.
-
Poświęcamy siebie
Dążąc do perfekcji w macierzyństwie, zapominamy o swoich potrzebach. Bywamy przemęczone, bo myślimy, że to normalne przy dzieciach. Złościmy się, brakuje nam czasu na własne pasje, miewamy depresję i czasem nie umiemy cieszyć się macierzyństwem. Wszystko dlatego, że chcemy być najlepsze i dać swoim dzieciom całe siebie. A one przecież potrzebują mam szczęśliwych a nie zmęczonych i sfrustrowanych. Myślenie o sobie to nie grzech.
Konsekwencje: Niszczenie piękna macierzyństwa, depresja.